piątek, 6 stycznia 2017

#1 Gazeta

Minęły już trzy lata od śmierci mamy i babci Albusa. On i spora część jego rodziny zdążyli jakoś ułożyć sobie życie jednak pewna tradycja bez babci przestała być organizowana. Święta spędzali w gronie najbliższych. Wujkowie, ciocie i kuzyni nie zjeżdżali się co roku w to samo miejsce. Dawali sobie prezenty, ale wszelakie próby zrobienia wspólnej imprezy nie udawały się.
Albus miał dość atmosfery w domu. Tata był przygnębiony, sztywny i wiecznie zapracowany, a całemu rodzeństwu dom przypominał jedynie matkę, krzątającą się po kuchni lub słuchającą w radiu o kolejny meczu, w którym wspaniale jej poszło.
Quidditch – kolejna rzecz, z którą związana była Ginny Potter. Jako jedna z najsłynniejszych ścigających większości kojarzyła się właśnie ze sportem – i oczywiście Harrym Potterem. Albus przestał grać po jej śmierci. Za bardzo przypominało jej to zabawę z matką. Miotła od trzech lat kurzyła się w schowku.
Albus długo myślał, co im wysłać. W końcu zdecydował się na krótką lecz treściwą informację, którą wręczył sowie. Dołączył jeszcze dwie paczki – nową książkę podróżniczą dla Lily, zaproszenie na masaż do mugolskiego studia i ostrzeżenie, że jeśli prezent zostanie otworzony przed pierwszą gwiazdką to znajdujący się wewnątrz ścianek eliksir napryska na otwierającą osobę i będzie śmierdziała przynajmniej tydzień.
Tego dnia leżał sam w dormitorium Slytherinu, ponieważ wszyscy jego znajomi z pokoju powyjeżdżali. Zdecydował się pójść na szybkie śniadanie i zacząć się uczyć do zapowiedzianego testu z historii magii.
Gdy siedział w Wielkiej Sali przez okno wleciały sowy. Przed Albusem wylądowało ich całkiem sporo. Po kolei zabierał ptakom paczki. Jedna od wujka Percy’ego i Molly, jedna od cioci Audrey i Lucy, od wujka Rona, cioci Hermiony i Hugona, od Rose, od taty, od Jamesa, od Lily, od wujka Billa, cioci Fleur, Louisa i Domique, od wujka Charliego, od wujka George'a, cioci Angeliny, Freda i Roxanne, wujka Dudleya, cioci Megan i małego Oliviera, od Tedda i Victoire, od jego najlepszego przyjaciela, Scorpiusa, od Mellie, najlepszej przyjaciółki oraz jeszcze jedną, bez podpisu.
Wszystkie czternaście paczek ułożył na stosie na podłodze. Kończąc tosta, kątem oka zauważył zazdrosne spojrzenia części uczniów. James dostał podobną gromadę prezentów, jednak były mniejsze. Poprosił rodzinę o pieniądze, więc dostał pieniądze. Tylko kilka paczek miało rozmiar większy niż sakiewka.
Przed Albusem wylądowała kolejna sowa. Trzymała Żonglera oraz niewielki woreczek na knuty. Oczywiście wrzucił dwie monety, więc sowa odleciała, pozostawiając mu gazetę.
Na pierwszej stronie widniał nagłówek „Atak na ulicę Pokątną”. Zerknął na zdjęcie i faktycznie dostrzegł zdjęcie zdemolowanej ulicy. Na płytkach chodnikowych widniało dużo krwi, część ścian się zawaliła, a drzwi banku Gringotta zostały wybite.
Zaczął czytać:
W nocy z 24 na 25 grudnia duża grupa zamachowców przeprowadziła atak na ulicę Pokątną. Rannych zostało około czterdzieści osób, w tym trzydzieści dobrze wyszkolonych dorosłych czarodziei i pięć goblinów. Bez śladu zniknęło ponad pięćdziesiąt ludzi.
Zniszczone zostało kilkanaście budynków, w tym bank Gringotta, w którym większość najlepiej strzeżonych skrytek opustoszała.
Zamachowcy nie pozostawili żadnych wskazówek na swój temat. Na niektórych ścianach zauważono jedynie ślady pazurów, a na ciałach ofiar ugryzienia, nie pasujące do żadnego zarejestrowanego animaga.

Aurorzy nadal prowadzą śledztwo w tej sprawie.

czwartek, 5 stycznia 2017

Cześć!

To mój nowy blog. Będzie na nim publikowana historia Albusa Pottera i Bractwa Królów. Zapraszam.